AktualnościMiasto Rzeszów

ANIOŁ Z AUSCHWITZ – Maria Stromberger

Wojna kojarzy się przede wszystkim ze złem, okrucieństwem najeźdźcy wobec bezbronnych, niewinnych mieszkańców okupowanych terenów. Nasz naród wielokrotnie doświadczał horroru wojennej zawieruchy. Nadal żyją nieliczni, którzy przeżyli piekło II wojny światowej. Dzięki nim pamięć o tych strasznych, nieludzkich czasach, jakie zgotowały hitlerowskie Niemcy, nadal trwa. Oni też przekazują informację o ludziach, którzy narażając własne życie, nieśli w możliwy sposób pomoc cierpiącym i mordowanym w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.

Jedną z takich bohaterek była austriacka pielęgniarka Maria Stromberger. Urodziła się 16 marca 1898 roku w Północnej Karyntii. Dyplom pielęgniarki, swoje dziewczęce marzenia, zdobyła dopiero po I wojnie światowej. W czasie II wojny światowej pracowała w szpitalu wojskowym w Klagenfurcie. Tutaj po raz pierwszy od rannych żołnierzy usłyszała o zbrodniach popełnianych przez jednostki SS i gestapo na terenie okupowanej Polski. Nie mogła i nie chciała w to uwierzyć. Aby to sprawdzić, poprosiła o przeniesienie do szpitala wojskowego na tym terenie.

I tak 1 lipca 1942 roku znalazła się na Górnym Śląsku, w dzisiejszym Chorzowie. Została siostrą oddziałową w miejskim szpitalu zakaźnym, przejętym przez wojsko. Przebywali tu zarażeni tyfusem plamistym esesmani z obozu koncentracyjnego Auschwitz. Pod wpływem wysokiej gorączki opowiadali niesamowite historie o obozie, Polakach i Żydach. Siostra Maria ponownie poprosiła o przeniesienie. Tym razem do szpitala SS przy obozie. Odradzającym jej podjęcie tej pracy odpowiadała – chcę zobaczyć, jak tam jest naprawdę. Może będę mogła zrobić coś dobrego.

1 października 1942 została przyjęta do pracy przez Roberta Mulka, osobistego adiutanta komendanta obozu Rudolfa Hessa. Usłyszała od niego, że ma przed sobą trudną służbę, bo Niemcy wykonują tu straszną robotę, która jest dla nich konieczna. Podkreślił też, że wszystko co się tu dzieje, podlega pod ścisłą tajemnicę państwową. Zderzenie z prawdą było okrutne. Już w pierwszym dniu zastrzelono więźnia na drutach. Bardzo to odchorowała. Postanowiła, że zrobi wszystko, by pomóc tym więzionym ludziom.

Powoli pozyskiwała zaufanie niektórych więźniów. Jednym z nich był Edward Pyś, rzeszowski licealista, który w obozie był odpowiedzialny za rozlewanie mleka chorym esesmanom. Z zachowaniem ostrożności przekazywała przez niego i jego kolegów lekarstwa, jedzenie, ostrzegała przed planowanymi akcjami. Gdy zachorował, wyleczyła go w zamkniętej łazience tuż obok esesmanów. Była świadoma zagrożenia, ale nie przestała pomagać.

Zdarzyło się, że kilku niemieckich żołnierzy SS zadenuncjowało ją, że rozdaje mleko więźniom. Natychmiast zażądała konfrontacji u przełożonego. Powiedziała, że za jej wiedzą więźniowie zlewają resztki mleka chorych Niemców. Niech piją to mleko, szybciej umrą. Jednocześnie dodała, że takich, jak ci co ją oskarżyli, powinno się wysłać na front wschodni, bo piją, robią burdy i zniszczyli portret fuhrera. Sprawa szybko ucichła, bo zbrodniarze nie lubili wzmianki o ostfroncie.

Od tego czasu jeszcze bardziej zaangażowała się w pomoc więźniom obozu. Weszła w kontakt z działaczami podziemia. Wynosiła z obozu informacje, plany, fotografie, dowody rzeczowe zbrodniczej działalności SS. Te materiały docierały do Krakowa, a stąd do Londynu. W ten sposób świat dowiadywał się o ludobójstwie w obozie. Wynosiła także z łagru osobistą korespondencję więźniów, przynosiła listy z zewnątrz, przesyłki leków, trucizny w ampułkach, opium, glukozę, a nawet broń. Sama dziwiła się, skąd w niej tyle odwagi i determinacji.

Od dłuższego czasu miała kłopoty z sercem. Zbliżał się front. Dr Wirth, który przejrzał jej działalność, postanowił jej pomóc. Wysłał ją na leczenie do Reichu. Z obozu wyszła z dziennikami, zawierającymi spisy spalonych więźniów. Były to bardzo ważne dowody obciążające oprawców. Po trzech tygodniach pobytu w szpitalu, ze świadectwem niezdolna do pracy, zamieszkała u siostry w Bregen.

Edward Pyś po wyzwoleniu obozu w Gussen wrócił pierwszym transportem do Rzeszowa 28 czerwca 1945 roku. Od razu napisał list do siostry Marii. Ucieszyła się, że żyje. Gdy została aresztowana przez francuskie władze okupacyjne, a potem internowana, napisała do niego – zostałam aresztowana, podejrzana o to, że zabijałam więźniów fenolem. Nie śmiej się Edek, to poważna sprawa. Jestem razem z nazistami, członkami SS i gestapo. Ja, która jestem ich wielkim wrogiem.

Sprawą pomocy Marii Stromberger zajęli się jej przyjaciele, więźniowie z Auschwitz. Dzięki ich wstawiennictwu u Józefa Cyrankiewicza 23 września 1946 roku została bez procesu zwolniona. W 1947 roku była świadkiem w procesie Rudolfa Hessa. Spędziła wówczas kilka dni w Polsce, spotykając się z przyjaciółmi, z którymi związał ją okrutny los. Do końca życia utrzymywała kontakty z nimi. To oni później przekazali wiedzę o jej bohaterstwie, odwadze, pomocy potrzebującym. Osamotniona, zmarła 18 maja 1957 roku.

Inicjatorem szerzenia wiedzy na temat siostry Stromberger wśród rzeszowskiej młodzieży jest mecenas Bogusław Kobiszwiceprzewodniczący Stowarzyszenia Nasz Dom Rzeszów i Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa. Jak sam powiedział podczas uroczystości w Zespole Szkół Technicznych, poświęconej naszej bohaterce, oraz podczas rozmowy w Polskim Radiu Rzeszów – dowiedział się o niej parę lat temu od Jerzego Fąfary. Jemu z kolei powiedział o tym Józef Szajna, były więzień Auschwitz. Opowieści były tym bardziej interesujące, że zawierały wiele wątków rzeszowskich. Przypomnieć należy, że Niemcy po wkroczeniu do Rzeszowa wywieźli młodych gimnazjalistów do Tarnowa, a później do Auschwitz. Wśród nich byli: Będkowski, Szpunar, Zdebik, Pyś. Później dołączył do nich Szajna.

Wiedza na temat naszej bohaterki i gehenny rzeszowskich gimnazjalistów, którym pomagała, jest rozpowszechniana w rzeszowskich szkołach. To ważne, by uczniom przybliżać los ich rówieśników, którzy przeżyli piekło wojny. Ta misja jest ważna i piękna. Mecenas Kobisz ogłosił również konkurs na tablicę pamiątkową, poświęconą kobiecie, która niosła nadzieję tam, gdzie panował mrok. W przyszłości tablica zawiśnie na murach II LO.

Krystyna Małecka

Dodaj komentarz