NA KRESACH

NA KRESACH            
 
 
NIE TE SLOWA, NIE TA ROZMOWA
 
Andrij Sadowyj, mer Lwowa, publicznie chwali się, że dzięki jego działaniom, wspieranym przez „kolegów z Warszawy”, organizatorzy „Biegu Niepodległości” zaczęli usuwać plakaty promujące to wydarzenie, ponieważ nie spodobały się one ukraińskiemu politykowi i środowiskom proukraińskim w Polsce (mapa była ze Lwowem po stronie polskiej). Mer stwierdził, że należy w takim razie przypomnieć Polakom o niemieckim Wrocławiu i ukraińskich ziemiach w Polsce.
Przypomnijmy, Lwów dla ZSRR dano Stalinowi w Jałcie z pogwałceniem Karty Narodów Zjednoczonych za przystąpienie tego państwa do wojny z Japonią. Lwów należał do Polski w wyniku Traktatu w Rydze. W tym czasie nie było państwa ukraińskiego. Granice Ukrainy nie są zarejestrowane w ONZ. Są oparte o widzimisię moskiewskich dyktatorów Stalina i jego błazna Chruszczowa.
Przynależność Wrocławia i ziem zachodnich do Polski uregulowano traktatem zawartym pomiędzy PRL a RFN podpisanym przez Józefa Cyrankiewicza i Willy’ego Brandta w Warszawie 7 grudnia 1970 roku.
Na Ukrainie kształtowanie granic nie zostało uwidocznione w ONZ. W prawie międzynarodowym nie istnieją granice Ukrainy. Czy jeśli ktoś narysuje historyczne granice Imperium Romanum na imprezie sportowej, to ten fakt coś aktualnie politycznie oznacza? Jak ktoś jest banderowcem i wyprowadza swoją wiedzę i polityczne doświadczenia z grobów ostrowieckich, kiedy Polaków zabijano w opaskach na oczach obuchem siekiery i zabierano ich „majno”, to będzie jako nieuk robił o nic taki raban.

 
        
Pomnik upamiętniający zamordowanych Polaków
 
„Pomimo wielu niesprzyjających okoliczności, do których należy zaliczyć przede wszystkim kultywowanie na Ukrainie OUN, UPA i Stefana Bandery, udała nam się rzecz niesamowita. W dawnym Hanaczowie na Wołyniu, gdzie znajduje się zbiorowa mogiła 170 Polaków bestialsko zamordowanych przez banderowców, postawiliśmy wraz z potomkami hanaczowian pomnik upamiętniający wszystkich, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami i tej polskości się nie wyrzekli” – pisze na swojej stronie na portalu społecznościowym inicjatywa „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”.
Wiosną 1944 r. wieś był celem dwukrotnych ataków UPA. Liczyła wówczas około 3 tys. mieszkańców, gdyż przybyli do niej uciekinierzy z innych miejscowości, w tym kilkudziesięciu Żydów. Pierwszy atak prowadziło 2 lutego 1944 r. kilkuset bojówkarzy UPA i 20 kolaborujących policjantów narodowości ukraińskiej. Został odparty przez zorganizowaną jeszcze jesienią roku poprzedniego Samoobronę. Kolejny raz upowcy uderzyli, również w sile kilkuset ludzi, 10 kwietnia, starcie skończyło się zdecydowanym zwycięstwem polskiej Samoobrony. Ostateczny cios Polakom zadał 2 maja złożony z Ukraińców oddział SS Galizien, wpierany przez niemiecką żandarmerię i trzy czołgi. W ich ataku wymordowano pozostałych mieszkańców. Ci, którzy nie zginęli w walce, zostali spaleni żywcem bądź zarąbani siekierami. Niemcy zniszczyli czołgami pozostałe zabudowania tak, że po wsi nie pozostał ślad.
 

 
KTO ODDAŁ LWÓW UKRAIŃCOM A WILNO LITWINOM
              

 
„W 1989 r. Michaił Gorbaczow zaproponował na spotkaniu w Moskwie z najważniejszym przedstawicielom ówczesnych elit RP zwrot ziem wschodnich. Sprawa ta jest najbardziej tajnym sekretem trzeciej Rzeczypospolitej, gdyż nasze elity zamiast zabiegać o Lwów i Wilno poparły pomarańczową rewolucję, na której czele stał zwolennik polakobójców spod znaku UPA, Wiktor Juszczenko, który ogłosił, już jako urzędujący prezydent, Stepana Banderę bohaterem Ukrainy. Wyjaśnieniem tej sprawy winien zająć się IPN.
 
 
ZAPOMNIANE ZBRODNIE NA WOŁYNIU
„Ofiary na Wołyniu zostały zabite dwa razy: pierwszy raz od siekier Ukraińców, drugi przez wymazanie z pamięci” – tak mówi ks. Isakowicz-Zaleski, którego rodzina została wymordowana na Kresach. Dokument „Zapomniane zbrodnie na Wołyniu” to dokument będący relacjami ludzi, którzy wciąż pamiętają tragiczne wydarzenia, a którzy wciąż nie doczekali się sprawiedliwości. Podczas prac w 1992 r. odnaleziono tam 243 szkielety. Mężczyzn i chłopców siłą kładziono w wykopanym już rowie, po czym rozbijano im głowy. Na żadnej z czaszek nie odnaleziono ran postrzałowych. Wszyscy zostali zamordowani za pomocą siekier, młotów, a nawet maczug. Dla tych, którzy pamiętają, historyk Leon Popek organizuje wyjazdy do Ostrówka, by mogli jeszcze raz się tam pomodlić…
Zdzisław Daraż