POLSKIE PIEKŁO – TAK, ALE NA ZADUPIU

POLSKIE PIEKŁO – TAK, ALE NA ZADUPIU
No i mamy zabawę, jak się patrzy, czyli jak w kiepskim cyrku. Na dzień dobry przewodniczącemu „Solidarności” bełtają się jego osobiste imieniny z jubileuszem porozumień sierpniowych i nie rozumie on znaczenia słowa solidarność, a prezydent Najja­śniejszej, zamiast zostać strażnikiem Konstytucji, woli być strażnikiem interesów Prezesa I Ogromnego i pierwszym klęcznikowym Rzeczpospolitej. Dlatego zacznę od niego.
nazywało się potężnym, 10-milionowym ruchem spo­łecznym, zdolnym zmieniać bieg dziejów, nie tylko Pol­ski. Porwać takie rzesze i w dodatku mieć zdolność do tego, aby usiąść przy wspólnym stole i wynegocjować owe porozumienia historyczne, to było coś. Trzeba nie byle jakiego tupetu i megalomanii, aby zawłaszczyć całą sierpniową spuścizną dla potrzeb kampanii wyborczej jednej partii. To pogwałcenie sierpniowego przesłania sprzed 35 lat. Okazuje się, że można u nas bezkarnie wymazywać z pamięci historyczne postacie i zdarzenia. Świętowali przeważnie ci, którzy z tamtymi zdarzenia­mi nie mieli nic wspólnego, poza nadymaniem się i przejmowaniem dobrodziejstwa inwentarza. Jak można z takiego jubileuszu robić polityczny partaitag i coś w rodzaju imienin cioci Zuli, na które zaprasza się po uważaniu? Jaki szef, taki jubileusz. Ale, jeśli ktoś cierpi na syndrom niespokojnego wąsa? Wówczas subtelność jego organizacyjnych poczynań przypomina młot. Ta rocznica powinna łączyć.
Nie usłyszałem z ust żadnego przemawiającego pod obydwoma stoczniami ani słowa o charyzmatycznym przywódcy tamtego ruchu, Lechu Wałęsie. Nie jestem jego fanem. Ale przecież to laureat Nagrody Nobla i po Janie Pawle II postać Polaka najbardziej w świecie rozpoznawalnego. Bo o Piotrze Dudzie to nic nie wie­dzą nawet w Berdyczowie, że o Kołomyi nie wspomnę.,
Zaimponował mi bardzo podczas mszy dziękczyn­nej po zaprzysiężeniu. Od tego dnia odważył się po raz pierwszy zaśpiewać – ojczyznę wolną pobłogosław Panie. Dotychczas intonował wyłącznie – ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. Zatem odkąd objął tron prezydencki, odtąd zaczął mierzyć nową epokę wolności. I słusznie! Przecież jest władcą Andrzejem I Sprawiedliwym azaliż Pobożnym. Że niby to niekonsty­tucyjne? Przecież już zażądał jej zmiany i dopasowania do swoich ambicji i potrzeb. Gra zatem w kulawego trzmiela, jak przystało na gracza wielkiego formatu prezesowskiego. Chciał z rozpędu uszczęśliwić Ukra­ińców, lecz ci od razu ustawili go w szyku i orzekli, że sobie nie życzą. No to pojechał z hołdem do Berlina i wypłakał się na ordery ichniego prezydenta, że jego kraj rujnuje dziejowa niesprawiedliwość, bo tej obywatele nie mają nawet za grosz. W dodatku sam obwieścił
0 tym światu. Pierwszy, znany w dziejach przypa­dek. Nie powiedział, jak na takie dictum zareagował skonfundowany zapewne prezydent niemiecki. Jak to czasy zmieniają się. Kiedyś władca pruski przybywał z hołdem do Krakowa, a teraz?
Chce zmieniać Konstytucję, a jeszcze nie pokazał, że potrafi obecną uszanować. Nie wykonał ani jednego pojednawczego gestu w stosunku do innych ugrupowań politycznych, wręcz przeciwnie. Przyznać jednak trzeba, że po wyborach nie meldował prezesowi o wykonaniu partyjnego zadania. Przynajmniej publicznie. Umacnia zaś przekonanie o istnieniu jedynie słusznej partii. To już przerabialiśmy, wiadomo z jakim skutkiem. Chociaż nieboszczka PZPR przynajmniej częściowo dopuszczała do władzy dwie partie satelitarne. Pod bramą stoczni w Gdańsku na tle ołtarza rąbnął takim posłannictwem „Solidarności”, że ręce opadają szeleszcząc. Otóż dał związkowi absolutną władzę nad rządem, który można związkowo brać za łeb, jeśli nie spełnia ichnich żądań. Taż to władza niemal absolutna! Rząd ma tańczyć tak, jak na dudach mu zagrają. Tamburmajorem w tej kape­li, oczywiście, Prezes I Ogromny. Nie wiem, dlaczego prezydent Duda jest taki spięty, porusza się jakby kij połknął, no i dysponuje jednym przemówieniem, które ciągle wygłasza z drobnymi modyfikacjami.
Prawdziwą parodię jubileuszu 35-lecia podpisania porozumień sierpniowych urządził inny nawiedzony
1 jedynie słuszny. Aktualny wódz krajowy związku, stanowiącego rachityczny pogłos tego, co u zarania
A gdzie takie autentyczne, wielce zasłużone dla ruchu postacie, jak: Henryka Krzywonos, Jerzy Borowczak czy Bogdan Borusewicz? Nie pasują do dudowego wize­runku, a może go szpecą? Za to na pierwszym planie prezydent, prezes Duda, paru niewiele znaczących ludzi i taka ogromnie zasłużona dla ruchu postać, jak posłan­ka Beata Szydło, która 35 lat temu chodziła jeszcze do szkoły. Za to teraz jeździ po kraju, który, jak rezolutnie zauważyła premier Kopacz, zamieniła w plac apelowy. Z każdego miejsca apeluje, aby rząd coś robił. Nawet jeśli to już się stało, albo jest w stadium realizacji.
Prawdziwy kabaret w różnych stacjach telewizyjnych urządzili przedstawiciele PiS, którzy bronili organizato­rów jubileuszu jak niepodległości. Najzabawniejsza była jednak ich argumentacja. Wynikało z niej, że dlatego nie zaproszono wielu, ponieważ w jakiś tam sposób sprzeniewierzyli się związkowi. Cóż ma piernik do wiatraka! Piłsudskiego, socjalistę, legionistę i twórcę pozaborowej Polski także należało zdyskredytować za przewrót majowy i Berezą Kartuską? To nawet endekom nie przyszło do głowy, bo to są zupełnie różne sprawy. Znaleźli się cenzorzy historii współczesnej. Jeśli tak dalej pójdzie, to za dwadzieścia lat może okazać się, że ruch społeczny „Solidarność” tworzyli Piotr Duda i Beata Szydło.
Najciekawiej wytłumaczyła to jednak posłanka Małgorzata Gosiewska, bodajże pierwsza żona śp. Prze­mysława. Otóż powiedziała, i to na trzeźwo, że pani premier nie zaproszono, bo nie realizuje porozumień sierpniowych. Zapytana, o które z nich chodzi, czy o: wprowadzenie kartek na mięso, skrócenie czasu ocze­kiwania na mieszkanie, czy wiek emerytalny 50 lat dla kobiet i 60 dla panów, nie była w stanie odpowiedzieć. Ale twierdziła, że tych postulatów nie można traktować dosłownie, bo one się rozwijały. Czyż to nie piękne?
Może rację ma jeden z dziennikarzy, który upiera się, że należy zorganizować gdzieś w jakimś rodzimym zadupiu siedzibę polskiego piekła, solidnie odgrodzoną czymś na wzór muru kremlowskiego, jako organizację najwyższego pożytku publicznego. Zebrać tam wszyst­kich polityków i niech się do woli taplają i poniewie­rają, jak i czym tylko chcą. W pozostałej części kraju wówczas wszystko wróciłoby do normalności. Osobiście deklaruję 1 procent odpisu na ten zbożny cel.
Roman Małek